2.1K views, 21 likes, 2 loves, 2 comments, 5 shares, Facebook Watch Videos from Formoza Challenge: Nie musisz czekać całego roku na kolejnego Śmigusa-Dyngusa! Na Formoza Challenge na pewno długo
10 views, 8 likes, 1 loves, 1 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from Zespół Szkół Gospodarki Żywnościowej i Agrobiznesu: Całą społeczność szkolną oblewamy mocno wodą i życzymy udanego
756 views, 12 likes, 0 loves, 0 comments, 3 shares, Facebook Watch Videos from B-Moto: Mokrego śmigusa dyngusa życzymy ! ⛲ 綠
Smacznego jajeczka i kruchego ciasteczka! Lukrowanego baranka, mokrego śmigusa-dyngusa życzy zespół Dental Medics. :)
١٫١ ألف views, ٢٠ likes, ٢٠ loves, ٨ comments, ١ shares, Facebook Watch Videos from Wiktoria Omyła fanpage: Ograniczona liczba osób i chłodek za oknem nie pozwala nam na świętowanie Śmigusa Dyngusa
326 views, 8 likes, 3 loves, 0 comments, 1 shares, Facebook Watch Videos from AGROWCZASY U BARTKA: Wesołych Świąt Wielkanocnych, smacznego jajka, szalonego i wyjątkowo mokrego śmigusa-dyngusa oraz
. Lany poniedziałek, jak na tradycję wielkanocną przystało, nie może obyć się bez oblania – chociaż symbolicznego, innych członków rodziny. Na półkach sklepowych roi się od gadżetów, które mają zapewnić dziecku świetną zabawę w wielkanocny poniedziałek. Pistolet na wodę, strzykawka, proca na wodne bomby – zobacz atrakcyjne zabawki na śmigusa na wodęPistolety na wodę to niezbędnik każdego małego chłopca w śmigusa dyngusa, choć i dziewczynki z pewnością nie pogardzą możliwością potraktowania któregoś z domowników solidną porcją wody. Wybór jest niezwykle szeroki – od skromnych modeli, które pozwolą na symboliczną zabawę, po rozbudowane zabawki, które strzelają wodą na odległość nawet kilkuset wyborem może być blaster wodny z ciągłym strumieniem wody i ze zbiornikiem o pojemności 0,2 l. Przy maksymalnym napompowaniu możemy wystrzelić strugę wody nawet 20 razy na ok. 4,8 nitki nawet na szybko uciekającym rodzeństwie nie pozwoli zostawić pistolet wodny o pojemności 1,2 l, który posiada zasięg na aż 330 m. Dzięki antypoślizgowej rączce będzie pewnie trzymał się w dłoni i zapewni celne prawdziwych, małych twardzieli warto wybrać prawdziwego giganta, czyli pistolet wodny wyposażony w zbiornik o pojemności aż 2,5 l. Taka zabawka zmniejszy częstotliwość wizyt twojej pociechy w łazience ;) Aby uczynić wodną strzelaninę w śmigusa dyngusa bardziej realistyczną, można kupić dziecku zautomatyzowany pistolet na wodę wydający charakterystyczne efekty dźwiękowe. Model o zasięgu 6 m wyposażono w magazynek o pojemności 0,35 dziecko lubi ryby? Pistolet w kształcie rekina będzie dla niego nie tylko atrakcyjną zabawką w lany poniedziałek. Na grafice: 1. Pistolet rekin Coppenrath, 17,44 zł Na grafice: 1. Deszczowa chmurka Moluk, 35 zł Na grafice: 1. Proca do bomb wodnych Simba, 13,21 zł
śmigus-dyngus Poprawna pisownia śmingus-dyngus Niepoprawna pisownia Poprawna forma to „śmigus-dyngus”. Przy pisowni tego słowa nie możemy zastosować żadnej reguły ortograficznej, dlatego należy je po prostu zapamiętać. Przykłady: Śmigus-dyngus jest obchodzony w Poniedziałek Wielkanocny. W śmigus-dyngus dzieci lubią polewać się wodą. Zobacz również - jak piszemy
Jesteś tutaj Reklama Zwyczaj początkowo związany był z obrzędami praktykowanymi przez Słowian, symbolizowała go radość po odejściu zimy i nadejściu wiosny. Polegał na oblewaniu dam wodą, któremu towarzyszyło ich chłostanie. Śmigus i Dyngus początkowo były odrębnym zwyczajami. Z czasem jednak połączono je w jeden, gdzie trudno rozróżnić, który na czym polega. Śmigus głównie polegał na symbolicznym biciu witkami wierzby lub palmami po nogach i oblewaniu się zimną wodą, co symbolizowało wiosenne oczyszczenie z brudu i chorób, a w późniejszym czasie także i z grzechu. Natomiast dyngus wywodził się od wiosennego zwyczaju składania wzajemnych wizyt u znajomych i rodziny połączonych ze zwyczajowym poczęstunkiem, a także i podarunkiem, zaopatrzeniem w żywność na drogę. Początków śmigusa-dyngusa musimy szukać w praktykach Słowiańskich, gdzie mówiona na niego (zwyczaj) włóczebny. Słowianie uważali, że oblewanie się wodą miało sprzyjać płodności, dlatego oblewaniu podlegały przede wszystkim panny na wydaniu. Czynność oblewania była dla nich zdecydowanie ważniejsza, bowiem ta panna, której nie oblano bądź nie wychłostano, czuła się obrażona i zaniepokojona, gdyż oznaczało to brak zainteresowania ze strony miejscowych kawalerów i perspektywę staropanieństwa. Z kolei chłopiec który oblał lub wychłostał więcej dam mógł czuć większe szczęście i powodzenie w roku. Niegdyś dziewczęta miały prawo do rewanżu dopiero następnego dnia, we wtorek wielkanocny. Pierwotnie Słowianie obrzędować nadejście wiosny mogli nawet do zielonych świątek. Pierwszy polski opis zwyczaju wołoczebnego pochodzi z XV wieku, z ustaw synodu diecezji poznańskiej z 1420 roku pt. Dingus prohibetur, przestrzegających przed praktykami, mającymi niechybnie grzeszny podtekst: Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podarunki, co pospolicie się nazywa dyngować (...), ani do wody ciągnąć, bo swawole i dręczenia takie nie odbywają się bez grzechu śmiertelnego i obrazy imienia Boskiego. W dawniejszych wiekach zwyczaj polewania wodą, był praktykowany głównie na wsi. Świadczą o tym praktykowane gdzieniegdzie do dziś zwyczaje związane z obfitymi plonami. zwyczaj, który miał ochronić plony przed gradobiciem i zapewnić urodzaj; w poniedziałek wielkanocny gospodarze o świcie wychodzili na pola i kropili je wodą święconą, żegnali się przy tym znakiem krzyża i wbijali w grunt krzyżyki wykonane z palm poświęconych w Niedzielę Palmową. Obrzędy drugiego dnia Wielkanocy obchodzone były w całej Polsce, prócz pomorza, na którym nie żyli Słowianie tylko Bałtowie i Prusowie. Najbardziej rozbudowany zwyczaj śmigusowo-dyngusowy obchodzony jest w Zakarpaciu, gdzie lany poniedziałek obchodzony jest przez trzy dni: drugiego dnia Wielkanocy chłopcy oblewają dziewczyny wodą, trzeciego dnia dziewczyny się mogą w ten sam sposób zrewanżować; a czwartego oblewa się inne osoby. Śmigus-dyngus przetrwał nie tylko w Polsce, ale i w pobliskich państwach pochodzenia słowiańskiego Jest znany na Morawach jako szmigrust lub oblevacka, Słowacji jako oblievacka lub kupacka (szczególnie na wschodzie) oraz w regionach zachodniej Ukrainy. W XVI wieku słowiańską tradycję bardzo powszechnie przejęli Węgrzy. Do dziś praktykuje się tam oblewanie dam wodą i perfumami w lany poniedziałek. video: 1541 odsłon Reklama
Drugi dzień Wielkanocy w polskiej tradycji ludowej zwykło się zwać Śmigusem-Dyngusem. Współcześnie kultywowane w Polsce zwyczaje związane z tym świętem to przede wszystkim lanie wody i składanie sobie wzajemnych wizyt. Dawne zwyczaje związane z Poniedziałkiem Wielkanocnych były jednak znacznie bardziej barwne i różnorodne, czego najlepszym dowodem jest przetrwanie w kulturze słowiańskiego ludu wielu barwnych praktyk, takich jak kolorowe korowody czy też radosne pieśni lub oracje. Współcześnie nazwę Śmigus-Dyngus większość z nas traktuje jako nieczytelną zbitkę dwóch zagadkowych wyrazów, lecz należy pamiętać o tym, że nic w języku nie utrwala się Śmigus językoznawcy kojarzą z niemieckim Schmackostern, wyrazem nazywającym czynność smagania, który został zapożyczony przez języki zachodniosłowiańskie, por. czes. Szmerkous, Szmigustr. Czasownikiem pochodnym od tych wyrazów jest też pol. śmigać, które może dziś oznaczać nie tylko czynność smagania, ale też wprawiania czegoś w szybki ruch, por. śmigło, śmigłowiec. Nazwa ta odnosi się do niemalże zapomnianego w Polsce pogańskiego rytuału uderzania się wierzbowymi witkami dla zdrowotności i płodności. Praktykowano go wśród Słowian w czasie Jarych Godów, jednak był on znany także innym indoeuropejskim ludom. Wierzenia związane z tym rytuałem odnoszą się do pradawnej symboliki wierzby, która dla Słowian jest przede wszystkim drzewem o nadspodziewanej płodności. Smaganie się witkami musiało mieć określony porządek – panny i kawalerowie smagali się wzajemnie, po to by obdarzyć się zdrowiem, witalnością i płodnością. Wierzono, że takie smaganie nie tylko ułatwiało kobiecie zajście w ciążę, ale też podnosiło męskie czasem ten stary zwyczaj zaniknął na większości Słowiańszczyzny, jednak jest on wciąż praktykowany wśród Czechów jako pomlázka i Słowaków jako šibačka. Co ciekawe, został on odnotowany również na ziemi małopolskiej w Słomnikach, gdzie młodzież zamiast oblewać się wodą okładała się kijami. Kultywujący zdrowotne wielkanocne smaganie z czasem zapomnieli o pradawnej symbolice wierzby, czego konsekwencją było wypieranie wierzbowych gałązek przez rózgi, kije i inne bardziej poręczne przyrządy do bicia. Nie zmieniła się jednak symbolika tego rytuału, który wciąż miał zapewniać witalność i zdrowie. Dopiero z czasem Kościół Katolicki utożsamił ten radosny zwyczaj ze wspomnieniem męczeństwa biczowanego Jezusa Chrystusa. Mimo germańskiego rodowodu słowa Śmigus należy pamiętać o tym, że zwyczaj ten jest rdzennie słowiański. Świadczy o tym wspomniana już czeska nazwa nazwa pomlázka, która ma związek z czasownikiem pomládit, znaczącym po polsku pomładzać. Wielkanocne smaganie dodaje człowiekowi zdrowia i siły, a zatem odmładzają go. Słowacka šibačka ma zapewne związek z polskim czasownikiem szybać nazywającym czynność chłostania. Można przypuszczać, że i na polskiej ziemi znane były rodzime nazwy tego zwyczaju, np. siekaczka lub siekanka. Tego typu słownictwo zostało jednak z czasem wyparte przez nazewnictwo germańskie. Podobnie ma się sprawa z drugim członem ludowej nazwy Poniedziałku Wielkanocnego. Językoznawcy wyraz Dyngus zgodnie wyprowadzają od słów niemieckich. Najczęściej Dyngusa łączy się z czasownikiem nazywającym czynność wykupywania się, niem. dingen. Czasem jednak Dyngusa łączy się też z niem. dünguuss znaczącym kałamarz lub chlust wody. Do wspomnianego wykupywania się powrócę jeszcze w dalszej części wpisu, dlatego też w tej chwili skupię się wyłącznie na zwyczaju lania wody. Przypuszcza się, że rytualne oblewanie się wodą było Słowianom bardzo dobrze znane od dawien dawne, zatem podobnie jak w wypadku Śmigusa Polacy z czasem przejęli po prostu niemieckie nazewnictwo, które wyparło z czasem rodzime nazwy, takie jak: lejek, oblewanka, polewanka, które zdołały przetrwać gdzieniegdzie w kulturze dawnych Słowian oblewanie się wodą miało jasno określoną symbolikę – zapewniało bardzo szeroko rozumianą płodność. Przyjęcie chlustu wody zapewniało człowiekowi zdrowie, czystość i witalność, podobnie zresztą jak ziemi, która przy okazji tego typu zabawy również była oblewana. Wśród Słowian południowych znana była praktyka oblewania Perperuny polegająca na bardzo sowitym rytualnym oblaniu wybranej dziewczyny z wioski, która na czas obrządku stawała się Perperuną – personifikacją bogini deszczu, małżonki samego Peruna, nazywanej także wśród słowiańskiego ludu Dodolą. Czyniono to, po to by sprowadzić deszcz, który zapewni urodzaj w polu. Jak zatem widać, rytualne lanie wody zapewniało Słowianom nie tylko liczne gromadki dzieci, ale też ogrom zbiorów w polu. Z czasem chrześcijanie zwyczaj ten zaczęli interpretować po swojemu. Skojarzyli go z magiczną mocą wody święconej, obmyciem z grzechów, a także ze wspomnieniem chrztu Polski. Wśród prostego ludu Śmigus-Dyngus przetrwał przede wszystkim jednak jako radosna swawola, niemająca nic wspólnego ze wspominaniem w oczyszczającą moc wody sięga czasów najdawniejszych, przez co nie może dziwić powszechność zwyczaju oblewania się wodą na całym świecie. Swój odpowiednik Dyngusa mają Tajlandczycy, którzy w połowie kwietnia świętują Songkran (สงกรานต์) – Święto Przejścia, które w języku chińskim jest znane po prostu jako 潑水節 – Święto Lania Wody. My Polacy mamy swój Lany Poniedziałek, zaś sam zwyczaj znany jest też innym Słowianom – wśród Czechów jako szmigrust bądź oblevacka, zaś Słowakom jako oblievacka lub kupacka. Oblewają się także mieszkańcy zachodniej Ukrainy. Co ciekawe, słowiańskie zwyczaje związane ze Śmigusem-Dyngusem przejęli także Węgrzy, którzy w Lany Poniedziałek leją się zarówno wodą, jak i zwyczajów śmigusowo-dyngusowych na ziemiach polskich była bardzo burzliwa. Kościół początkowo ostro krytykował te pogańskie zwyczaje, traktując je jako zabawy rozpustne i obrażające majestat Boga. W ustawie synodu diecezji poznańskiej z 1420 r. pt. Dingus prohibetur sygnowanej przez samego neofitę Władysława Jagiełłę wyraźnie przestrzegano przed tymi grzesznymi praktykami:Zabraniajcie, aby w drugie i trzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja i inne podatki, co pospolicie nazywa się dyngować, ani do wody ustępie tym zaznacza się również dawny zwyczaj świętowania Wtorku Wielkanocnego, który wiąże się zapewne z parodniowym świętowaniem przez Słowian Jarych Godów. Współcześnie w Lany Poniedziałek każdy ma w zwyczaju lać każdego, jednak dawniej rytuał ten, podobnie jak wielkanocne smaganie, rozłożony był na co najmniej dwa dni. W jeden panny smagały i oblewały kawalerów, w inny jednak to one musiały przyjąć symboliczną chłostę i chlust wody. Skrócenie czasu świętowania doprowadziło z czasem do zlania się tych rytuałów w jedno masowe smaganie się i z XV w. nie pomógł Kościołowi wyplewić pogańskiego obrządku. Zwyczaj nieskrępowanego oblewania się wodą szczególnie chętnie praktykowano w środowiskach chłopskich, jednak z czasem przyjął się on wśród wszystkich stanów, stając się w ten sposób ogólnopolską tradycją. Początkowo jednak środowiska mieszczańskie i szlacheckie niechętnie patrzyły na ten zwyczaj, wprowadzając w jego miejsce zwyczajowe skrapianie się perfumami lub wonnymi olejkami. Świadectwo księdza Jędrzeja Kitowicza z XVIII wieku wprost mówi o tym, że zwyczaj lania się wodą z czasem przyjął się wśród wszystkich warstw polskiego społeczeństwa:Była to swawola powszechna w całym kraju tak między pospólstwem, jako też między dystyngwowanymi; w Poniedziałek Wielkanocny mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek i inne następujące dni kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa aż do Zielonych Świątek, ale nie praktykując dłużej niż kilka dni. Oblewali się rozmaitym sposobem. Amandaci dystyngwowani, chcąc te ceremonię odprawić na amantkach swoich bez ich przykrości oblewali je lekko różaną lub inną pachnącą flaszeczką. Którzy zaś przekładali swawolę nad dyskrecyją, nie mając do niej żadnej racyi, oblewali damy wodą prostą, chlustając garkami, szklenicami, dużymi sikawkami, prosto w twarz lub od nóg do góry. A gdy się rozswawolowała kompania, panowie i dworzanie, panie, panny nie czekając dnia swego, lali jedni drugich wszelkimi statkami, jakich dopaść mogli; hajducy i lokaje donosili cebrami wody, a kompania dystyngwowana, czerpając od nich, goniła się i oblewała od stóp do głów, tak iż wszyscy zmoczeni byli, jakby wyszli z jakiego potopu. (…)Największa była rozkosz przydybać jaką damę w łóżku, to już ta nieboga musiała pływać w wodzie między poduszkami i perzynami jak między bałwanami; przytrzymana albowiem od silnych mężczyzn, nie mogła wyrwać się z tego potopu (…). Ile zaś do mężczyzn, ci w łóżkach nie mogli podlegać od kobiet takowej powodzi, mając większą siłę do odporu a słabszy atak przez naturalny wstyd, nie pozwalający kobietom ujmować i dotrzymywać krzepko mężczyznę rozebranego (…)Po ulicach zaś w miastach i na wsiach młodzież obojej płci czatowała z sikawkami i garkami z wodą na przechodzących; i nieraz chcąc dziewka oblać jakiego gargasa albo chłopiec dziewczynę oblał inną jako osobę, słuszną i nieznajomą, czasem księdza, starca poważnego lub starą babę. Kobiety wiedzące, iż im mężczyźni mogą sto razy lepiej oddać, nigdy dyngusu nie zaczynały i rade były, gdy się bez niego obejść mogły; ale zaczepione od mężczyzn, podług możności oddawały za zatem widać co najmniej od XVIII w. Śmigus-Dyngus był znany w Polsce w formie kultywowanej do dziś. Zapewne to właśnie w XVIII w. Kościół Katolicki diametralnie zmienił swoje podejście do ludowego zwyczaju lania się wodą, nie mogąc całkiem wyplewić go z ludzkiego obyczaju. Autor cytowanego powyżej świadectwa, ksiądz Jędrzej Kitowicz w tym samym dziele pokusił się nawet o wyjaśnienie chrześcijańskiego rodowodu tego zwyczaju, traktując go jako odniesienie do Żydów oblewających wodą tych, którzy wspominali o Jezusie Chrystusie bądź też jako wspomnienie chrztu Polski, kiedy to zwierzchnicy Kościoła tłumnie zaganiali ludność do świętej wody. Tego typu rodowodowi przeczy jednak wcześniejsza niechęć chrześcijan do tego zwyczaju. W opisanej przez Kitowicza formie Śmigus-Dyngus świętujemy w Polsce do dziś – oblewamy się wodą bądź co najmniej skrapiamy się perfumami. Wprawdzie niektórzy uważają dziś lanie się wodą za marnotrawstwo i zakłócanie porządku, jednak nic nie wskazuje na to, byśmy z czasem o oblewaniu się mieli Poniedziałek to również czas składania sobie wzajemnych wizyt, nie tylko w gronie rodzinnym, ale też lokalnym. Współcześnie na wielu polskich wsiach wciąż jest kultywowany zwyczaj chodzenia po dyngusie, który wiąże się z wspomnianym już wykupywaniem sobie pomyślności u gości przez gospodarza, por niem. dingen. Po słowiańsku zwyczaj ten nazywa się włóczebnym, zaś wędrujących gości nazywa się włóczebnikami. Gospodarz pomyślność u włóczebników mógł wykupić poprzez obdarowywanie ich malowanymi jajami oraz sowitym poczęstunkiem w postaci dobrego jadła i przedniego trunku. Zwyczaj ten miał wartość symboliczną. Jeśli gospodarz nie przyjął godnie gości, to mógł sprowadzić na siebie bezpłodność, nieurodzaj w polu, choroby i inne złe rzeczy. Miał on jednak również aspekt mocno praktyczny – gospodarz poczęstunkiem wykupywał sobie ochronę przed oblaniem, które niechybnie groziłoby mu w wypadku niegościnnego niektórych regionach Polski zachowały się również zwyczaje barwnych wielkanocnych pochodów, które podobnie jak inne pradawne rytuały miały przynieść płodność i urodzaj całej wiosce. Folklorystycznymi wariacjami dawnych wczesnowiosennych pochodów są też podkrakowski Siudu Baba – korowód, któremu przewodzi mężczyzna przebrany za usmoloną kobietę, napastujący i brudzący okoliczne panny; limanowskie Dziady śmigustne – owinięte w słomę maszkary w futrzanych czapkach, pomrukujące i proszące o datki; wilamowickie Śmiergusty – korowody barwnie przebranych młodzieńców oblewających okoliczne panny bądź też mazowiecki kurek dyngusowy – zwyczaj obchodzenia wsi przez kawalerów z kogutem znajdującym się na wózku. Bezpośrednim odwołaniem do dawnych Włóczebników był podlaski zwyczaj zwany Wołoczebnym. Był on praktykowany wśród chłopów, którzy, chodząc od chaty do chaty, zbierali jajka po to, by później zanieść je dziedzicowi dworu wraz ze świątecznymi życzeniami. Tego typu obchodom zawsze towarzyszyły radosne pieśni, które czasem przybierały charakter zalotów kawalerów do panien. Mimo stopniowego izolowania się mieszkańców wsi gdzieniegdzie Poniedziałek Wielkanocny wciąż nie może obejść się bez barwnych włóczebników. Co ciekawe, barwne przebieranki towarzyszyły także czasem oblewaniu się wodą. W małopolskim Miechowie przy okazji świąt kobiety czasem przebierały się za panów, zaś panowie za kobiety. Wszystko po to, by w ten sposób wykupić sobie prawo do lania wodą w więcej niż jeden dzień, nie tylko w Poniedziałek lub Wtorek dyngusowy w jeszcze na chwilę do wymienionych zwyczajów małopolskich, które wydają się być bardzo ciekawe. Przypuszcza się, że Siuda Baba to obok topienia Marzanny kolejny zwyczaj mający korzenie w pogańskich rytuałach wypędzania zimy. Legendy mówią, że pod Kopcową Górą we wsi Lednica Górna (k. Wieliczki) znajdowała się świątynia Ledy / Łady, w której płonął wieczny ogień. Pilnowała go Siuda Baba, której zmiana trwała cały rok i dopiero w Lany Poniedziałek mogła opuścić stanowisko pracy, by iść zażyć odpoczynku i znaleźć ewentualną następczynię. Współczesna Siuda Baba to przebrany za babę mężczyzna, który dba o to, by być należycie umorusanym i obszarpanym. Legendarny rok bez zmieniania ubrań i kąpieli robi wszakże swoje. Ta Siuda Baba nie szuka jednak następczyni, po prostu zaczepia dziewczyny, by te wykupiły się od pracy w świątyni poprzez wrzucony do garnuszka datek bądź buziaka. Rzecz jasna kobiety muszą liczyć się z usmoleniem przez tę staruchę, która w tym dniu szczególnie szuka bliskości (rok wyizolowania rzutuje wszakże na psychikę). Towarzyszem Siuda Baby może być zbierający datki dziad bądź Cygan. Warunek jest jeden – towarzysząca osoba również musi być należycie południu Małopolski we wsi Dobra k. Limanowej w Lany Poniedziałek po wsi grasują tzw. Dziady śmigustne, maszkary opatulone słomą i futrzanymi maskami, wydające z siebie jedynie pomruki i polewające ludzi wodą. Tradycja ta wiąże się z legendą, wedle której przed wiekami wioska została nawiedzona przez jeńców z niewoli tatarskiej, którym obcięto języki i zmasakrowano twarze. Zostali oni w należyty sposób przyjęci przez mieszkańców, dzięki czemu wieś ta dostała nazwę Dobra – na pamiątkę wspaniałości przodków. W temacie barwnych dyngusowych zwyczajów wiejskiego ludu warto wspomnieć jeszcze o kujawskich przywoływkach dyngusowych, które polegały na wchodzeniu przez kawalerów na dachy domostw lub karczm z metalową miednicą, po to by oznajmiać stamtąd, która dziewczyna zostanie oblana wodą. Młodzieńcy brzdąkali w miednicę, oznajmiając przy okazji imiona i nazwiska konkretnych dziewczyn. Zadania tego podejmowali się wyłącznie odważne i wygadane młodziany, gdyż tym obwieszczeniom każdorazowo musiały towarzyszyć zabawne przytyki pod adresem konkretnym dziewczyn. Dowcip panów czasem bywał dla dziewcząt okrutny, jednak największą obelgą dla dziewczyny było całkowite pominięcie jej w przywoływkach baba i dziad śmigustny – egzemplarze z Muzeum Etnograficznego im. Seweryna Udzieli w nadzieję, że wszyscy nasi Czytelnicy spędzą Śmigus-Dyngus na możliwie przyjemny i radosny sposób. Lejcie się wodą i odwiedzajcie się nawzajem. Jeśli macie taką chęć, nic też nie stoi na przeszkodzie temu, byście się poprzebierali bądź nawet wychłostali się wzajemnie rózgami. To wszystko są nasze wspaniałe rodzime zwyczaje i warto je kultywować. Należy pamiętać o tym, że choć nazwy Śmigus i Dyngus pojawiły się w polszczyźnie ok. XIV-XV w. za sprawą pożyczki z niemczyzny, to mamy tutaj do czynienia z tradycją słowiańską. Niewykluczone, że powyższe nazewnictwo niemieckie upowszechniło się dopiero za sprawą hucznej krytyki z ambon, podczas której słowiańskie zwyczaje zostały właśnie nazwane przez analogię do germańskiego ludu ichnimi określeniami. Smagajcie się zatem i oblewajcie, a także wykupujcie sobie pomyślność, albowiem zapewni Wam to płodność, zdrowie i szczęście. 🙂Źródła:Gieysztor Aleksander, Mitologia Leonard, Polski rok Anna, Szczodry wieczór, szczodry dzień. Obrzędy, zwyczaje, Ci się artykuł? Rozważ postawienie nam kawy. Utrzymanie strony kosztuje, a nasze treści tworzymy za darmo.
W całej Polsce Poniedziałek Wielkanocny (zwany także lanym poniedziałkiem) upływa pod znakiem lejącej się strumieniami wody. Najważniejszym, najbardziej charakterystycznym i znanym zwyczajem tego dnia jest bowiem śmigus - dyngus, powszechna zabawa, głównie dzieci i młodzieży, polegająca na wzajemnym oblewaniu się wodą. Pierwotnie nazwy śmigus i dyngus oznaczały dwa odrębne i bardzo stare obrzędy: 1. śmigus - nazwa pochodzi prawdopodobnie z niemieckiego Schmechostern od słów schmechen - bić, uderzać i Ostern - Wielkanoc, razem: bić na Wielkanoc, lub Osterspritzen = Ostern - Wielkanoc, spritzen - polewać, czyli razem: kropić, polewać na Wielkanoc. Zwyczaj ten polega na: - uderzaniu się, smaganiu lub tylko dotykaniu zielonymi, najczęściej wierzbowymi gałązkami (o wierzbie mówiono, że jest rośliną miłującą życie, ponieważ rośnie w każdych warunkach i na wiosnę szybciej niż inne drzewa zakwita i okrywa się młodymi listkami); był to tzw. śmigus zielony lub suchy, występujący w Polsce północnej, głównie na Pomorzu, a także na Śląsku Cieszyńskim, gdzie najpierw oblewano wodą młode gospodynie i dziewczęta, a potem dopiero suszono je, czyli bito je dla żartu korwaczami - batami uplecionymi z witek wierzbowych; - na oblewaniu wodą, przede wszystkim dziewcząt i młodych mężatek. Śmigus w obydwu swych odmianach miał sprzyjać zdrowiu, zapewniać urodę i pobudzać siły witalne. 2. dyngus - z niemieckiego dingen, co w wolnym przekładzie oznacza wykupywać, szacować. W przeszłości tak nazywano wesołe wielkanocne pochody i wypraszanie darów (najczęściej malowanych jaj i różnych świątecznych smakołyków), czyli chodzenie po dyngusie lub inaczej chodzenie po wykupie. Niekiedy łączyło się również z oblewaniem się wodą, co obchodom tym nadawało zawsze charakter zalotów. Z czasem oba te obrzędy połączyły się pod wspólną nazwą śmigusa-dyngusa i chociaż miały różne lokalne odmiany, to zdominowane zostały przez różne zabawy z wodą, którą chłopcy w miastach i na wsi, chlustali - i chlustają dotychczas - na ładne i lubiane dziewczęta. A im więcej tej wody się leje, tym większy jest honor dla panny. Zwyczaje te znane były w Polsce od wieków i to we wszystkich stanach. W XVIII w. opisywał je, z wielką, właściwą mu dokładnością i swadą, znakomity kronikarz polskich obyczajów, ks. Jędrzej Kitowicz: „... Była to swawola powszechna w naszym kraju tak między pospólstwem, jako też między dystyngowanymi; w Poniedziałek Wielkanocny mężczyźni oblewali wodą kobiety, a we wtorek iinne następujące dni kobiety mężczyzn, uzurpując sobie tego prawa aż do Zielonych Świątek. Oblewali się rozmaitym sposobem. Amanci dystyngowani, chcąc tę ceremonię odprawić na amantkach swoich, bez ich przykrości, oblewali je lekko wodą różaną lub inną pachnącą wodą po ręce, a najwięcej po gorsie... Którzy zaś przekładali swawolę nad dyskrecję... oblewali damy wodą prostą, chlustając garnkami, szklenicami, dużymi sikawkami. Po ulicach zaś w miastach i na wsiach młodzież obojej płci czatowała z sikawkami igarnkami z wodą na przechodzących inieraz chcąc dziewka oblać jakiegoś gargasa, albo chłopiec dziewczynę, oblał inną jaką osobę, słuszną i nieznajomą, czasem księdza, starca poważnego lub starą babę." Na wsi śmigus - dyngus przebiegał zawsze pod znakiem: jak najwięcej wody. Na ładne, żwawe, lubiane dziewczyny wylewano całe konwie i wiadra wody, albo nawet wrzucano je do sadzawek, stawów, koryt do pojenia bydła. Dziewczęta uciekały z piskiem, ale w gruncie rzeczy były zadowolone. Brak śmigurciarzy, suche włosy i odzież w lany poniedziałek były bowiem prawdziwym despektem dla panny. W Poniedziałek Wielkanocny aż do południa, a czasami przez cały dzień trwały więc gonitwy i szamotanina, krzyki i śmiechy i nieprzerwanie lała się woda. W Polsce centralnej, w okolicach Rawy Mazowieckiej oraz w regionie łowickim, sieradzkim i łęczyckim, a także na Śląsku i w Wielkopolsce (w okolicach Kalisza), kilkunastoletni chłopcy chodzili z kurkiem dyngusowym. Wybranego, dorodnego koguta karmiono ziarnem nasączonym wódką (bo oszołomiony alkoholem nie wyrywał się, za to głośno piał) i następnie przywiązywano go do wózka dyngusowego, pomalowanego czerwoną farbą, przybranego wstążkami, koralikami i różnymi błyskotkami, z lalkami w regionalnych strojach, kręcącymi się na tarczy, albo z parą traczy, którzy po uruchomieniu prostych mechanizmów cięli swą piłą deseczkę. Z czasem żywego koguta zastąpił sztuczny - wypchany, wycięty z deski i oklejony pierzem, upieczony z ciasta, ulepiony z gliny itp. Chłopcy chodzący z wózkiem dyngusowym nosili ze sobą zawsze koszyki na datki, sikawki (drewniane szpryce z tłokiem, na wodę), różne „klekoty", np. bociany kurcarskie-rodzaj klekoczących taczek, a także żmijki dyngusowe- straszaki ze składanych deseczek, zakończone szpikulcem, do kłucia uciekających z krzykiem dziewcząt. Cały ten obchód był wyrazem młodzieńczych umizgów, bo chłopcy chodzący z kurkiem po dyngusie odwiedzali przede wszystkim domy, w których mieszkały panny na wydaniu. Miał także ułatwić kojarzenie młodych par, a zamężnym, młodym gospodyniom zapewniać liczne i zdrowe potomstwo. Towarzyszące obchodowi wesołe piosenki wychwalały płodność i czupurność koguta, np.: A i wy dziewuchy złóżta po sześć groszy, puścimy koguta do jednej kokoszy. Bo ten nasz kogutek nie na darmo skoczy osiemnaście kurcząt od razu wytoczy. Kogut od wieków był bowiem symbolem urody męskiej i potencji, sił witalnych i płodności. Po dyngusie chodzono także z traczykiem lub inaczej z barankiem. Był to umieszczony w umajonym ogródku tracz z drewna z piłą - pamiątka tego, że mały Jezus pomagał św. Józefowi - cieśli w jego zajęciach. W Małopolsce, głównie w Limanowej i okolicach, chodzili przebierańcy zwani dziadami śmigustnymi lub słomiakami, ponieważ nosili słomiane czapy i opasywali się powrósłami ze słomy. Obchodzili domy w milczeniu, tylko od czasu do czasu gwizdali lub turkali, dlatego że - według legendy - wyobrażali bowiem żydowskich wysłanników, którzy nie chcieli uwierzyć w zmartwychwstanie Chrystusa i ogłosić ludziom dobrej nowiny i za karę utracili głos. W okolicach Mielca natomiast chodziły dziady śmigustne, tzw. mówiące, i polewając gospodarzy wodą ze swoich sikawek, życzyły im - często w formie zabawnych wierszyków - urodzaju, szczęścia, licznego potomstwa i zdrowego, gospodarskiego przychówku. Po otrzymaniu datku - słodkiego, wielkanocnego pieczywa i przede wszystkim jajek, wędrowali do następnego domu. Jajka bowiem były tradycyjnym wykupem od oblewania i zwyczajowym darem dla wszystkich chłopców i młodych mężczyzn chodzących po dyngusie. W okolicach Krakowa chodzono z ogrojczykiem, czyli wózeczkiem ogrodzonym sztachetkami, wysłanym mchem lub zieloną bibułką. Wożono w nim figurkę Chrystusa Zmartwychwstałego z czerwoną chorągiewką i ręką uniesioną w błogosławiącym geście. Chodząc od domu do domu, śpiewano: Miły gospodarzu puście nas do izby, boć nas tu niewielu, nie zrobimy ciżby! Stoimy za drzwiami. Jest Pan Jezus z nami. Do izby nas wpuście, bo my po śmiguście. A dajcie, co macie dać, Bo nam tutaj zimno stać. W wielu regionach Polski Wtorek Wielkanocny, nazywany także Trzecim dniem Świąt, był przedłużeniem zabaw śmigusa - dyngusa. Tym razem to młode kobiety i dziewczęta przejmowały inicjatywę i pierwsze oblewały napotkanych mężczyzn, biorąc odwet za lany poniedziałek. Także żeński śmigus - dyngus szybko przemieniał się we wzajemne chlustanie na siebie wodą, które przeciągało się na następne jeszcze dni, zgodnie z przysłowiem: aż do Zielonych Świątek można lać się w każdy piątek. Niebawem okazywało się, że wszystkie dni tygodnia, nie tylko piątki, są dobre do oblewania się wodą, zabawy i figlów, którym młodzi ludzie oddawali się z wielką ochotą. Od najdawniejszych czasów woda była nie tylko ważnym atrybutem i symbolem świąt wielkanocnych, ale także wszystkich odwiecznych, tradycyjnych świąt wiosennych. Woda - bez której nie byłoby życia - czczona na całym świecie od wieków zajmowała niezwykłe miejsce w najstarszych polskich ludowych obrzędach, rytuałach i magicznych praktykach rolniczych, w lecznictwie tradycyjnym i magii, a zwłaszcza w magii miłosnej. Kropienie, obmywanie, oblewanie się i zanurzanie w wodzie, tak charakterystyczne dla cyklu świątecznego Wielkanocy, a także zwyczaje i zabawy śmigusa - dyngusa, to niewątpliwie relikty dawnych, starszych niż chrześcijaństwo - i początkowo zwalczanych przez Kościół - zabiegów oczyszczających, sprowadzających potrzebny uprawom deszcz, mających zapewnić zdrowie, siłę, miłość i płodność. Pierwsze wzmianki o śmigusie - dyngusie na ziemiach polskich, pochodzące z XV wieku, to zakazy kościelne zabraniające zwyczaju pogańskiego, co się zwie dyngus, zawarte w ustawie synodu diecezji poznańskiej z 1420 r., pod nazwą Dingus Prohibeatur, sygnowanej przez biskupa Andrzeja Laskarza. Surowy biskup praktyki śmigusa-dyngusa uważał za grzech śmiertelny i przykazywał księżom podległej mu diecezji: „... zabraniajcie, aby w drugie itrzecie święto wielkanocne mężczyźni kobiet, a kobiety mężczyzn nie ważyli się napastować o jaja iinne podarki, co pospolicie nazywa się dyngować, ani do wody ciągnąć." Pomimo zakazów tych śmigus - dyngus przetrwał do naszych czasów, ale już tylko jako zabawa. W zwyczaju tym bowiem, podobnie jak w innych zwyczajach i obrzędach cyklu świątecznego Wielkanocy, wyraża się siła i radość życia. Harce z wodą pozostały dotychczas ulubioną rozrywką i zabawą świąteczną dzieci i młodzieży w Poniedziałek Wielkanocny, chociaż niekiedy bywa ona uciążliwa dla oblanych przy okazji starszych i statecznych osób. dr Barbara OgrodowskaPaństwowe Muzeum Etnograficzne w Warszawie
pułapki na śmigusa dyngusa